Sztandarowe pytanie po przyjeździe to: "jak było". Bardzo ogólnie można napisać że było fantastycznie. Nie będę do tego ogólnego stwierdzenia zaliczał tych dni kiedy na pogodę brakowało mi słów. A te które używałem to była łacina raczej niepopularna publicznie.
Fantastycznie z kilku powodów: świat widziany z poziomu siodełka rowerowego jest inny niż to co mamy na zorganizowanych wycieczkach autokarowych, objazdowych czy nawet tych które odbywamy prywatnym samochodem. Tu wszystko jest w zwolnionym tempie. Bez programu, harmonogramu.
Nie miałem od samego początku planu trasy, był tylko punkt docelowy - czyli Hiszpania. Taki miałem pomysł, aby każdy dzień planować na bieżąco w oparciu o samopoczucie, pogodę i o tak zwane "widzimisię". Uważam że taka forma podróżowania w tak spontanicznej formie sprawdziła się w 100%. W ten sposób wyraziłem formę tzw. "wolności". Takie też miałem właśnie odczucie - że ten rodzaj podróżowania daje pełną wolność, swobodę.
Nie doświadczyłem nigdy wcześniej podczas podróży rowerowych takiego uczucia. Myślę że wiąże się to z tym, że było to jednak kilkadziesiąt dni jazdy no i przede wszystkim ten dystans który był do pokonania od początku budował różniaste uczucia: podniecenie, euforię, uczucie tajemniczości - niespodzianki tego co będzie za zakrętem, co będzie jutro, co będzie jak dojadę...
Na pewno było też uczucie strachu - może nie o " duchy w nocy" - raczej taka ogólna bojaźń - żeby coś się nie stało, coś nie wyskoczyło niespodziewanego i niemiłego. Wydaje mi się że tylko człowiek lekkomyślny nie odczuwa strach, obaw. Są to uczucia, odczucia które w/g mnie wprowadzają w umyśle stan równowagi.
Teraz może o samej jeździe - pokonywaniu kilometrów:
Mój plan wyprawy na rowerze wyposażonym we wspomaganie elektryczne był eksperymentem całkowicie nowatorskim jeżeli chodzi o tak długą trasę. Rowerzysta Globtroter bez tych bajerów jest całkowicie wolny. Ja natomiast miałem cały czas to ograniczenie że baterie się wyczerpują, że trzeba rozsądnie gospodarować zakumulowaną energią i odpowiednio planować ładowanie tych baterii.
Ale - dzięki temu co najmniej raz dziennie - a najczęściej dwa razy miałem zapewniony kontakt z ludźmi w krajach przez które przejeżdżałem. Na prawdę uwierzcie mi - dla człowieka nieznającego języków, wspomagającego się tłumaczem Google - to było wielgaśne wyzwanie.
Tego się na mojej wyprawie najwięcej obawiałem, to mi głównie przed podróżą spędzało sen z powiek.
Ale okazało się że strachy niepotrzebne - spotkałem się naprawdę ze zrozumieniem i taką normalną, prostą ludzką życzliwością i pomocą. Często - gęsto jak pisałem byłem częstowany naprawdę wszystkim - najczęściej alkoholem pod wszelakimi postaciami. I tu -o - dziwo nie musiałem się gimnastykować z odmawianiem: wytłumaczenie że siedem lat już żyję bez alkoholu nie było trudne i przyjmowane było normalnie.
Co do częstowania jedzeniem to bywało też ciekawie. Jeden Pan Gospodarz próbował mnie namówić do wypicia zawartości jajeczka - takiego prościutko spod kury - jeszcze ciepłego. Nie przemogłem się, odmówiłem. Pan się na szczęście nie obraził. We Francji próbowałem szynek dojrzewających - tu trzeba by się chyba dowiedzieć czego się w tych szynkach doszukiwać - albo ja za prosty na takie jedzenie jestem. Albo sery, których zapach jedne muchy przyciąga inne natomiast zabija. No ale jak to mówią -ze smakami i gustami się nie dyskutuje a co kraj to obyczaj.
Teraz może coś o przygotowaniu i eksploatacji sprzętu.
Tu zdecydowanie wartało się mooocno przyłożyć. Przygotowanie samego rowerka pozostawiłem fachowcom. Natomiast osprzęt elektryczny i wszelkie instalacje zaprojektowałem i wykonałem samodzielnie. Również elementy z tworzywa są mojego pomysłu - przeze mnie zaprojektowane i wydrukowane przeze mnie na własnych drukarkach 3D. Wszystko spisało się na medal. Jedyny poważniejszy problem który powstał w trakcie wyprawy to spalona ładowarka. I tu niestety przyznaję się do błędu - po solidnej ulewie nie sprawdziłem stanu ładowarek przed podłączeniem do zasilania. Niestety jedna była solidnie zamoczona i zwarcie skutecznie wykluczyło jej funkcjonalność.
Poza tym były trzy niegroźne wywrotki. Po jednej musiałem kleić prawe lusterko, po innej konsolę ze wskaźnikami i GPS. Ale to pikuś. Miałem przygotowany mały zestaw naprawczy na takie okazje.
Wracam do świata widzianego z siodełka:
Rowerzysta jest na drodze przeszkadzajką i śmieciem. Ale uwaga - nie wszędzie. Francja, Austria, Niemcy to kraje gdzie jest mnóstwo dróg rowerowych - a jeśli już trzeba jechać drogą publiczną - to jest szanowany i respektowany w 100%.
Na prawdę - aż przyjemnie jechać.
Pozostałe kraje - Czechy, Słowenia, Włochy, Hiszpania a przede wszystkim Polska są nietolerancyjne dla rowerzystów. Pomimo iż rowerzysta jest pełnoprawnym uczestnikiem ruchu drogowego i należy mu się miejsce na drodze jak dla każdego innego pojazdu.
No ale dość psioczenia...
Przez całe 41 dni i 5498 km trasy nie spotkałem się z ani jedną , jakąkolwiek formą złego potraktowania ze strony innych ludzi. Nie było żadnego incydentu, prób ataku czy tym podobnych.
Zwróciłem uwagę na współżycie i współistnienie ludzi różnych nacji, kolorów skóry, rysów twarzy. Wspólnie pracują - głównie warsztaty, małe zakłady, drobne interesy, sklepiki - zaopatrzenie - to co zdołałem wypatrzyć jadąc przed siebie. Myślę że problemy imigracyjne to tylko wymysł paru niepoważnych ludzi - na czyjeś zlecenie siejących panikę. Oczywiście że w każdym społeczeństwie jakaś hiena trafić się musi, ale to jednostkowe przypadki i nie powinny rzutować na ogólny zarys.
Przypomnę jeszcze raz - spotkałem się z wielką życzliwością i pomocą ze strony całkowicie obcych ludzi. Nieraz byłem zakłopotany i w szoku. Trzeba będzie powolutku taki schemat i stan rzeczy rozsiewać dalej we wszystkie strony świata.
Na pewno wiele rzeczy w swoim myśleniu i zachowaniu zmienię lub będę próbował zmienić.
Miałem przykłady jak człowiek człowiekowi jest po prostu ... człowiekiem. Tak się po prostu lepiej żyje.
Czy mam plany na kolejne podróże - oczywiście - plany mam. Jednak decydujący głos ma tutaj małżonka Anna. Wszystko ustalamy razem i myślę że metodą kompromisu dojdziemy do porozumienia co do kolejnych eskapad.
Po cichutku mogę zdradzić że kierować się chcę w stronę Grecji. Jest to pole do popisu jeżeli chodzi o trasę zarówno tam jak i z powrotem. No ale dobra - to dopiero na przyszły rok.
Zebrałem masę doświadczeń i sprzętowych i organizacyjnych. Wszystkie będę chciał skwapliwie wykorzystać.
Może będę powoli kończył, bo czytanie takich tasiemcowych elaboratów na pewno i nudzi i nuży...
Pragnę wszystkim śledzącym mój blog i ogólnie wszystkim kibicującym mi - SERDECZNIE PODZIĘKOWAĆ - za towarzystwo w Mojej Wielkiej Wyprawie do Hiszpanii.
Naprawdę, każda osoba wchodząca na mój blog i każda która napisała komentarz - to była dla mnie MEGA SIŁA która to pozwalała mi na dotarcie do celu w zdrowiu i w całości no i na powrót bezpieczny do domciu - z powrotem.
JESZCZE RAZ DZIĘĘĘKI !!!!!
I do kolejnego Blogu pod tytułem ... ups jeszcze nie ma tytułu.
P.S. We Francji zauważyłem sytuację gdzie na przejściu dla pieszych - takiego ze światłami - starsza pani z zakupami wyglądała na trochę zagubioną. Wyobraźcie sobie że podszedł do niej żandarm, wziął od niej zakupy - wziął ją pod rękę i na światłach przeprowadził ją przez przejście dla pieszych ...
Z poważaniem: Jerzy Żak
Poza tym były trzy niegroźne wywrotki. Po jednej musiałem kleić prawe lusterko, po innej konsolę ze wskaźnikami i GPS. Ale to pikuś. Miałem przygotowany mały zestaw naprawczy na takie okazje.
Wracam do świata widzianego z siodełka:
Rowerzysta jest na drodze przeszkadzajką i śmieciem. Ale uwaga - nie wszędzie. Francja, Austria, Niemcy to kraje gdzie jest mnóstwo dróg rowerowych - a jeśli już trzeba jechać drogą publiczną - to jest szanowany i respektowany w 100%.
Na prawdę - aż przyjemnie jechać.
Pozostałe kraje - Czechy, Słowenia, Włochy, Hiszpania a przede wszystkim Polska są nietolerancyjne dla rowerzystów. Pomimo iż rowerzysta jest pełnoprawnym uczestnikiem ruchu drogowego i należy mu się miejsce na drodze jak dla każdego innego pojazdu.
No ale dość psioczenia...
Przez całe 41 dni i 5498 km trasy nie spotkałem się z ani jedną , jakąkolwiek formą złego potraktowania ze strony innych ludzi. Nie było żadnego incydentu, prób ataku czy tym podobnych.
Zwróciłem uwagę na współżycie i współistnienie ludzi różnych nacji, kolorów skóry, rysów twarzy. Wspólnie pracują - głównie warsztaty, małe zakłady, drobne interesy, sklepiki - zaopatrzenie - to co zdołałem wypatrzyć jadąc przed siebie. Myślę że problemy imigracyjne to tylko wymysł paru niepoważnych ludzi - na czyjeś zlecenie siejących panikę. Oczywiście że w każdym społeczeństwie jakaś hiena trafić się musi, ale to jednostkowe przypadki i nie powinny rzutować na ogólny zarys.
Przypomnę jeszcze raz - spotkałem się z wielką życzliwością i pomocą ze strony całkowicie obcych ludzi. Nieraz byłem zakłopotany i w szoku. Trzeba będzie powolutku taki schemat i stan rzeczy rozsiewać dalej we wszystkie strony świata.
Na pewno wiele rzeczy w swoim myśleniu i zachowaniu zmienię lub będę próbował zmienić.
Miałem przykłady jak człowiek człowiekowi jest po prostu ... człowiekiem. Tak się po prostu lepiej żyje.
Czy mam plany na kolejne podróże - oczywiście - plany mam. Jednak decydujący głos ma tutaj małżonka Anna. Wszystko ustalamy razem i myślę że metodą kompromisu dojdziemy do porozumienia co do kolejnych eskapad.
Po cichutku mogę zdradzić że kierować się chcę w stronę Grecji. Jest to pole do popisu jeżeli chodzi o trasę zarówno tam jak i z powrotem. No ale dobra - to dopiero na przyszły rok.
Zebrałem masę doświadczeń i sprzętowych i organizacyjnych. Wszystkie będę chciał skwapliwie wykorzystać.
Może będę powoli kończył, bo czytanie takich tasiemcowych elaboratów na pewno i nudzi i nuży...
Pragnę wszystkim śledzącym mój blog i ogólnie wszystkim kibicującym mi - SERDECZNIE PODZIĘKOWAĆ - za towarzystwo w Mojej Wielkiej Wyprawie do Hiszpanii.
Naprawdę, każda osoba wchodząca na mój blog i każda która napisała komentarz - to była dla mnie MEGA SIŁA która to pozwalała mi na dotarcie do celu w zdrowiu i w całości no i na powrót bezpieczny do domciu - z powrotem.
JESZCZE RAZ DZIĘĘĘKI !!!!!
I do kolejnego Blogu pod tytułem ... ups jeszcze nie ma tytułu.
P.S. We Francji zauważyłem sytuację gdzie na przejściu dla pieszych - takiego ze światłami - starsza pani z zakupami wyglądała na trochę zagubioną. Wyobraźcie sobie że podszedł do niej żandarm, wziął od niej zakupy - wziął ją pod rękę i na światłach przeprowadził ją przez przejście dla pieszych ...
Z poważaniem: Jerzy Żak