czwartek, 21 czerwca 2018

Podsumowanie Mojej Wielkiej Wyprawy do Hiszpanii.

     Minęło już kilka dni od powrotu z mojej wielkiej wyprawy rowerowej do Hiszpanii, odrobiłem się z najpilniejszymi zaległościami - pora więc podsumować ten wyjazd.
     Sztandarowe pytanie po przyjeździe to: "jak było". Bardzo ogólnie można napisać że było fantastycznie. Nie będę do tego ogólnego stwierdzenia zaliczał tych dni kiedy na pogodę brakowało mi słów. A te które używałem to była łacina raczej niepopularna publicznie.  
     
     Fantastycznie z kilku powodów:  świat widziany z poziomu siodełka rowerowego jest inny niż to co mamy na zorganizowanych wycieczkach autokarowych, objazdowych czy nawet tych które odbywamy prywatnym samochodem. Tu wszystko jest w zwolnionym tempie. Bez programu, harmonogramu. 
     Nie miałem od samego początku planu trasy, był tylko punkt docelowy - czyli Hiszpania. Taki miałem pomysł, aby każdy dzień planować na bieżąco w oparciu o samopoczucie, pogodę i o tak zwane "widzimisię". Uważam że taka forma podróżowania w tak spontanicznej formie sprawdziła się w 100%. W ten sposób wyraziłem formę tzw. "wolności". Takie też miałem właśnie odczucie - że ten rodzaj podróżowania daje pełną wolność, swobodę.
     Nie doświadczyłem nigdy wcześniej podczas podróży rowerowych takiego uczucia. Myślę że wiąże się to z tym, że było to jednak kilkadziesiąt dni jazdy no i przede wszystkim ten dystans który był do pokonania od początku budował różniaste uczucia: podniecenie, euforię, uczucie tajemniczości - niespodzianki tego co będzie za zakrętem, co będzie jutro, co będzie jak dojadę...
     Na pewno było też uczucie strachu - może nie o " duchy w nocy" - raczej taka ogólna bojaźń - żeby coś się nie stało, coś nie wyskoczyło niespodziewanego i niemiłego. Wydaje mi się że tylko człowiek lekkomyślny nie odczuwa strach, obaw. Są to uczucia, odczucia które w/g mnie wprowadzają w umyśle stan równowagi.

     Teraz może o samej jeździe - pokonywaniu kilometrów:
      Mój plan wyprawy na rowerze wyposażonym we wspomaganie elektryczne był eksperymentem całkowicie nowatorskim jeżeli chodzi o tak długą trasę. Rowerzysta Globtroter bez tych bajerów jest całkowicie wolny. Ja natomiast miałem cały czas to ograniczenie że baterie się wyczerpują, że trzeba rozsądnie gospodarować zakumulowaną energią i odpowiednio planować ładowanie tych baterii.
     Ale - dzięki temu co najmniej raz dziennie - a najczęściej dwa razy miałem zapewniony kontakt z ludźmi w krajach przez które przejeżdżałem. Na prawdę uwierzcie mi - dla człowieka nieznającego języków, wspomagającego się tłumaczem Google - to było wielgaśne wyzwanie. 
     Tego się na mojej wyprawie najwięcej obawiałem, to mi głównie przed podróżą spędzało sen z powiek.
     Ale okazało się że strachy niepotrzebne - spotkałem się naprawdę ze zrozumieniem i taką normalną, prostą ludzką życzliwością i pomocą. Często - gęsto jak pisałem byłem częstowany naprawdę wszystkim - najczęściej alkoholem pod wszelakimi postaciami. I tu -o - dziwo nie musiałem się gimnastykować z odmawianiem: wytłumaczenie że siedem lat już żyję bez alkoholu nie było trudne i przyjmowane było normalnie.
    Co do częstowania jedzeniem to bywało też ciekawie. Jeden Pan Gospodarz próbował mnie namówić do wypicia zawartości jajeczka - takiego prościutko spod kury - jeszcze ciepłego. Nie przemogłem się, odmówiłem. Pan się na szczęście nie obraził. We Francji próbowałem szynek dojrzewających - tu trzeba by się chyba dowiedzieć czego się w tych szynkach doszukiwać - albo ja za prosty na takie jedzenie jestem. Albo sery, których zapach jedne muchy przyciąga inne natomiast zabija. No ale jak to mówią -ze smakami i gustami się nie dyskutuje a co kraj to obyczaj.

     Teraz może coś o przygotowaniu i eksploatacji sprzętu.
     Tu zdecydowanie wartało się mooocno przyłożyć. Przygotowanie samego rowerka pozostawiłem fachowcom. Natomiast osprzęt elektryczny i wszelkie instalacje zaprojektowałem i wykonałem samodzielnie. Również elementy z tworzywa są mojego pomysłu - przeze mnie zaprojektowane i wydrukowane przeze mnie na własnych drukarkach 3D. Wszystko spisało się na medal. Jedyny poważniejszy problem który powstał w trakcie wyprawy to spalona ładowarka. I tu niestety przyznaję się do błędu - po solidnej ulewie nie sprawdziłem stanu ładowarek przed podłączeniem do zasilania. Niestety jedna była solidnie zamoczona i zwarcie skutecznie wykluczyło jej funkcjonalność.
     Poza tym były trzy niegroźne wywrotki. Po jednej musiałem kleić prawe lusterko, po innej konsolę ze wskaźnikami i GPS. Ale to pikuś. Miałem przygotowany mały zestaw naprawczy na takie okazje.

     Wracam do świata widzianego z siodełka:
     Rowerzysta jest na drodze przeszkadzajką i śmieciem. Ale uwaga - nie wszędzie. Francja, Austria, Niemcy to kraje gdzie jest mnóstwo dróg rowerowych - a jeśli już trzeba jechać drogą publiczną - to jest szanowany i respektowany w 100%.
     Na prawdę - aż przyjemnie jechać.
     Pozostałe kraje - Czechy, Słowenia, Włochy, Hiszpania a przede wszystkim Polska są nietolerancyjne dla rowerzystów. Pomimo iż rowerzysta jest pełnoprawnym uczestnikiem ruchu drogowego i należy mu się miejsce na drodze jak dla każdego innego pojazdu.

     No ale dość psioczenia...
     Przez całe 41 dni i 5498 km trasy nie spotkałem się z ani jedną , jakąkolwiek formą złego potraktowania ze strony innych ludzi. Nie było żadnego incydentu, prób ataku czy tym podobnych.
     Zwróciłem uwagę na współżycie i współistnienie ludzi różnych nacji, kolorów skóry, rysów twarzy. Wspólnie pracują - głównie warsztaty, małe zakłady, drobne interesy, sklepiki - zaopatrzenie - to co zdołałem wypatrzyć jadąc przed siebie. Myślę że problemy imigracyjne to tylko wymysł paru niepoważnych ludzi - na czyjeś zlecenie siejących panikę. Oczywiście że w każdym społeczeństwie jakaś hiena trafić się musi, ale to jednostkowe przypadki i nie powinny rzutować na ogólny zarys.
     Przypomnę jeszcze raz - spotkałem się z wielką życzliwością i pomocą ze strony całkowicie obcych ludzi. Nieraz byłem zakłopotany i w szoku. Trzeba będzie powolutku taki schemat i stan rzeczy rozsiewać dalej we wszystkie strony świata.
     Na pewno wiele rzeczy w swoim myśleniu i zachowaniu  zmienię lub będę próbował zmienić.
Miałem przykłady jak człowiek człowiekowi jest po prostu ... człowiekiem. Tak się po prostu lepiej żyje.

     Czy mam plany na kolejne podróże - oczywiście - plany mam. Jednak decydujący głos ma tutaj małżonka Anna. Wszystko ustalamy razem i myślę że metodą kompromisu dojdziemy do porozumienia co do kolejnych eskapad.
     Po cichutku mogę zdradzić że kierować się chcę w stronę Grecji. Jest to pole do popisu jeżeli chodzi o trasę zarówno tam jak i z powrotem. No ale dobra - to dopiero na przyszły rok.

     Zebrałem masę doświadczeń i sprzętowych i organizacyjnych. Wszystkie będę chciał skwapliwie wykorzystać.

     Może będę powoli kończył, bo czytanie takich tasiemcowych elaboratów na pewno i nudzi i  nuży...
     Pragnę wszystkim śledzącym mój blog i ogólnie wszystkim kibicującym mi - SERDECZNIE PODZIĘKOWAĆ - za towarzystwo w Mojej Wielkiej Wyprawie do Hiszpanii.
     Naprawdę, każda osoba wchodząca na mój blog i każda która napisała komentarz - to była dla mnie MEGA SIŁA która to pozwalała mi na dotarcie do celu w zdrowiu i w całości  no i na powrót bezpieczny do domciu - z powrotem.
     JESZCZE RAZ DZIĘĘĘKI !!!!!

    I do kolejnego Blogu pod tytułem ... ups jeszcze nie ma tytułu.

P.S.   We Francji zauważyłem sytuację gdzie na przejściu dla pieszych - takiego ze światłami - starsza pani z zakupami wyglądała na trochę zagubioną. Wyobraźcie sobie że podszedł do niej żandarm, wziął od niej  zakupy - wziął ją pod rękę i na światłach przeprowadził ją przez przejście dla pieszych ...

      Z poważaniem:  Jerzy Żak
 

      

sobota, 16 czerwca 2018

POLSKA Dzień 41- 120 km - Góra Chełm Goleszów / Myślenice

         No więc wygląda na to że jeszcze ten etap i w domciu. Piękna pogoda zapowiada się na tę jazdę.
         Bardzo mnie to cieszy.
     Wczoraj wieczór na Górze Chełm gospodarze RezydencjiM ugościli mnie kolacją -  opowiadałem o mojej wyprawie i takie tam różne historie z niej.
     Bardzo miły gest z ich strony - DZIĘKUJĘ.

 Fantastycznie się jechało ten ostatni etap.
Z obiadkiem i deserem w Suchej Beskidzkiej.
    Przyjechałem do Myślenic o 17.00.

Postaram się  wyskrobać podsumowanie tej mojej wielkiej wyprawy. Jak tylko się ogarnę trochę - myślę że w najbliższych dniach się pojawi.
   
     Na obecną chwilę dziękuję bardzo wszystkim którzy towarzyszyli mi wirtualnie w mojej wyprawie. Każda osoba
śledząca moje wyczyny to dla mnie był zastrzyk energii . Dlatego też tak dobrze i bezpiecznie mi się jechało.
     Dzięki bardzo :)

CZECHY Dzień 40 - 157 km - Vyškov / Góra Chełm - Goleszów

        Więc dziś w stronę Polskiej granicy.
Dzień zapowiada się piękny i b.ciepły.
Kawał drogi do przejechania więc nie ma co zwlekać - w drogę...
         Na pewno muszę wziąć pod uwagę doładowanie baterii bo sporo górek na trasie.

       No i jest już godz 20.00  Jestem już w Polsce - na Górze Chełm . Został mi tylko etap do Myślenic.

piątek, 15 czerwca 2018

CZECHY Dzień 39 - 141 km - Opatov / Vyškov

         Nie pochwaliłem się wczoraj najważniejszym:

Właśnie w Opatovie minął

Pięciotysięczny kilometr Mojej Wielkiej 
                        Wyprawy

                             Uff...

       Najważniejsze to dobrze zacząć dzień,  najlepiej od takiej właśnie wiadomosci.

       Teraz zmierzał będę w stronę Brna, Cieszyna no i Myślenic w końcu...

      Dzisiaj za obozik posłuży pusta stanica harcerska. Warunki bdb. Nawet prąd jest.
       Trzeba zregenerować siły - jutro jakby się udało to chciałbym dojechać na Górę Chełm. Czyli  na etap od którego rozpocząłem moją wielką wyprawę.

środa, 13 czerwca 2018

CZECHY - Dzień 38 - 153 km - Mirotice / Opatov

       Prognoza zapowiada dzień bez słońca.
Może być.  Żeby tylko nie lało - to może być.
Miejsce na obóz było niesamowicie pachnące lipą - bo pod lipą było...


No i wielkość  tych dwóch drzew zatrzymała sporo deszczu. Na szczęście. 

Widok z trasy na Wełtawę:


A to z miejsca gdzie ładowałem baterie:


W firmie AutoBaterie w Přeštěnice uprzejma pani zrobiła mi kawę w kubku z takim nadrukiem - i to głęboko w Czechach:
Oczywiście emotikonki poszły w ruch...
Hostinec w tej samej miejscowości  i menu.
Chyba się załapię na Polěvkę Bramborową:


Spróbowałem :

Jakby co to Bramborowa  to ziemniaczana
z niesamowitą ilością czosnku ???

Mały postój w Taborze - jest prawie koniec  wyprawy ale niestety musiałem poszukać sklepu z gazem turystycznym bo bez niego nieciekawie jest niestety...


No i jak się tu nie skusić :


Wylądowałem  na pięknym kempingu w wiosce Opatov.
Piękna okolica na rodzinny wyjazd z namiotem:




Na dzisiaj dość.  Kolacja i do spania. 
Jutro nowy dzień...







CZECHY - Dzień 37 - 33 km - Životice / Mirotice

        No i pogoda zwyciężyła.
Przymusowy dzień wolnego. Szkoda tylko że w beznadziejnym miejscu.
       Co prawda namiocik mam rozłożony
pod dachem (w starej nieużywanej stodole)
ale z zapasami jest cienko. Ale nie beznadziejne - heh...
   

Nie wytrzymałem - po południu rozpogodziło się i ok. 16 wyruszyłem w dalszą podróż. 
Ujechałem 33 km i zaczęła lecieć mżawka. 
Taka z gatunku "nie widać a człowiek cały mokry ". Wypatrzyłem wielką lipę i pod nią rozbiłem obozik.
Zdążyłem jeszcze wcześniej wyprowiantować się w pobliskim sklepiku 
tak że nie ma źle.  
W zasadzie oprócz tego że panuje wilgoć taka wszystkoprzenikająca to nie ma powodów do narzekania. Po małym kroczku zbliżam się do końca wyprawy. 
Będę chciał tak rozłożyć jazdę żeby ostatni nocleg wypadł na Górze Chełm. Mam  sentyment do tego miejsca i akurat trasa będzie przebiegać przez te okolice.

Jutro podobno ma być ładnie...
Oby - oby  
Bo mi słów na temat pogody zabrakło...




wtorek, 12 czerwca 2018

NIEMCY / CZECHY - Dzień 36 - 141 km - Trausnitz / Životice

       Opuszczam niemiecką krainę. Przejechać muszę spory kawałek Czech.
Ciekaw jestem jak się pojedzie teraz po Czechach (po jeździe po "niemieckiej " autostradowni)
 No to jazda...

       No i spokojnie przejechałem 141 km.
Bez upału-z drobnym (chwilowym)deszczykiem.

 Oby tak już do końca , bo niewiele zostało...

niedziela, 10 czerwca 2018

NIEMCY CZECHY Dzień 35 - 118 km - Norymberga / Trausnitz

        Kierunek konkretnie obrany na Pilzno.
Przejazd przez Niemcy to raczej najprzyjemniejszy etap mojej wielkiej wyprawy. Tak że jeszcze dzisiaj podelektuję
się przyjemnością jazdy po ich drogach.

       Około 14.30 w miejscowości Sulzbach - Rosenberg zatrzymałem się na przystanku bo chmury już - już  miały eksplodować.
I w samą porę: dawno takiego gradu nie widziałem :



Plan był taki że przejadę na Czeską stronę,  
no ale że to pogoda rozdaje karty więc jestem na kempingu przy granicy.
Taka totalna agroturystyka - z kogutami i całą resztą. 
Jutro ciąg dalszy wyprawy.

NIEMCY Dzień 34 - 167 km - Neckarsulm / Norymberga

           Pogoda  nawet. Wylało się chyba wczoraj wieczór wszystko - mam nadzieję.

           Obrałem azymut na Pragę - tak mniej więcej. Jadę wzdłuż niemieckiej autostrady nr 6.

           Na razie cały czas panoramy z Windowsa:



Piękny wiadukt. 
Niestety to autostrada. 
Ja musiałem zjachac do doliny a potem z powrotem na górę:


Zakończyłem dzień ostatecznie w Norymberdze.
Dzisiaj bardzo dobrze się jechało.  Spokojnie na drogach. Pogoda dopisała baaardzo...
Jutro dalej w kierunku Pragi. 

Jeszcze takie małe co nieco :


       
                 


sobota, 9 czerwca 2018

FRANCJA - NIEMCY Dzień 33 - 148 km - Gambsheim / Neckarsulm

           Opuszczam dziś Francję - trochę z żalem - przyzwyczaiłem się.  Jadę obecnie w stronę miasta Karlsrhue. Dalej - zaplanuję na miejscu...

        Niemcy zawsze słynęli z rewelacyjnych
tras rowerowych.
                       Potwierdzam w 1000%
Od miasta do miasta dziesiątkami kilometrów wiją się poprzez pola i lasy pięknie wyasfaltowane drogi - po prostu
Rewelacja.
     Dojechałem ok 19.30 na kemping w Neckarsulm. Prawie równo z burzą.
Przyzwyczajam się że to jest normą.
         Ale dzień był upalny - 28°. Niemniej rewelacyjnie się jechało.
           Plan na jutro - w kierunku Norymbergi. Oby pogoda wypaliła...

      Więc do jutra...

piątek, 8 czerwca 2018

FRANCJA Dzień 32 - 147 km - Miluza / Gambsheim

         Ciekawe  jakie dzis będą niespodzianki... Co dzień to coś...
         Pożyjemy - zobaczymy .

     Jadę w kierunku Strasburga - jakoś tak - bez powodu. Liczę na pogodę i brak tych niepotrzebnych niespodzianek.

                            Z kempingu:



Z trasy:



Jest 22.35  - po naprawdę pięknym dniu coś zaczyna pobłyskiwać i grzmieć.
Może przejdzie bokiem.  
Wygląda na to że skazany jestem już do końca wyprawy na kempingi. To ze względu na inny czas ładowania baterii.  Za to jest już pomysł na troszkę inną konstrukcyjnie ładowarkę.
Taka wyprawa już przyniosła masę przeróżnych pomysłów i patentów. 

A burza krąży...



środa, 6 czerwca 2018

FRANCJA Dzień 31 - 103 km - Point -de -Roide / Miluza

           Jadę dalej - mam nadzieję że w stronę słońca.
           Kierunek - Belfort, Miluza.

                         Jest godz 8.00
         W miejscowości Bourguignon
                         Przejechałem

              Czwarty tysiąc kilometrów
                Mojej Wielkiej Wyprawy 

        ********************************

      Jadę po kolejne - mam nadzieję że
słoneczne kilometry...
             Oby, oby ...

      No i pierwsza niewąska awaria sprzętu.
Od wilgoci i konkretnej wczorajszej ulewy
spaliła się jedna z ładowarek.
       Znalazłem pomoc - ale o naprawie nie ma mowy. Mam za to adres sklepu gdzie są tego rodzaju  sprzęty.
       Od 14.00 ma być otwarty - jest 11.30 - zanim otworzą to akurat tam dojadę.
       Jakoś trzeba temu problemowi zaradzić.

       Ładowarka zakupiona - co prawda słabiutka, ale to nie warunki na narzekanie.
Po prostu dłuższe ładowanie będzie wymagane. No a jak ładuje to nie jedzie...

      Dzisiaj bez zdjęć. Ogólnie był to dość nerwowy dzień - postanowiłem zakończyć go na kempingu.  Dość przyjemnym zresztą. Zawsze to mniej stresu - no i oczywiście wszystkie wygódki są - to najważniejsze...

        Teraz muszę trochę zmienić rozkład jazdy i ładowania w związku z mniejszym
amperażem nowej ładowarki. Zobaczymy jak to będzie.

                            Do jutra...

FRANCJA Dzień 30 - 127 km - Èquevillon / Point-de-Roide

            Dalej pogoda szaleje. W nocy dwa razy przeszła burza z mocnym deszczem.
Na całe szczęście w namiociku za 20 Euro
było sucho i przytulnie.
             Poranek za to bardzo ładny - zapowiadający piękny dzień. Zobaczymy...

             Wybrałem trasę przez teren pagórkowaty. Mam nadzieje że ciężarówek będzie mniej.  Za to na pewno dla akumulatorków będzie trochę katowania.
Kieruję się obecnie w stronę Pontarlier - Belfort.
           Jest 9.00 -  miejscowość Onglières.
Zatrzymałem się podłączyć baterie i załapałem się na kaweczkę przy okazji. To już któryś raz tak się darzy...

  

Wszystko jest ok. 
Pogoda mnie uziemiła w dziurze z słabym zasięgiem.
Cierpliwości.
Na razie leje i leje.
Jest aktualnie północ.

Parę fotek udało się zrobić pomiędzy deszczami:









Aktualnie jestem bez suchych ciuchów. 
Przydałoby się trochę słonecznej pogody...
Eeh...



poniedziałek, 4 czerwca 2018

FRANCJA Dzień 29 - 152 km - Mionnay / Èquevillon

         Co nie wyschło - jest szansa że słoneczko wysuszy. Fatalny był wczorajszy dzień i nocka - do szybkiego zapomnienia.
         Teraz będę jechał w stronę miasta Dijon ( tego od musztardy).
         Muszę też doładować bateryjki - wyjezdziłem wczoraj po tym pagórkowatym
Lyonie. W nocy  w mieście nie było szans na ładowanie.

           Trochę słońca w małym mieście...


10.30 - Saint - Andrè - de - Corcy
Wraz z ubytkiem wilgoci wzrasta dobry humor...

Coś z trasy :




Nowy namiocik - też taka jednorazówka - ale nowy...




        

niedziela, 3 czerwca 2018

FRANCJA Dzień 28 - 131 km - Valence / Mionnay

          Witam na mokro. Niestety większą część nocy mocno lało. Namiocik średnio zdał egzamin - sporo deszczu dostało się do środka. Trochę rzeczy będzie trzeba wysuszyć - ale spokojnie - nie ma nad czym rąk załamywać... Kawka tradycyjnie poprawiła humor - tak że nie ma źle.
          Mam nadzieje że przy postoju na ładowanie jakieś słoneczko się pokaże,  rozłożę wtedy wszystko do suszenia.
          Na razie w drogę - w kierunku Lyonu.

     Jest popołudnie - przemieszczam się powoli przez ulice Lyonu. Na tyle mi to przemieszczanie idzie ,na ilepogoda pozwala.
     Niestety prognozy do północy nic dobrego nie pokazują...
      Rozstałem się z czerwonym namiocikiem - po przejrzeniu szwów niestety nie było szans na to żeby nie przeciekał . Długo mi służył. Byłem bardzo z niego zadowolony. Trudno.
      Zakupiłem w Decathlonie małą dwójeczkę.  Obym tylko miał jak ten namiocik rozłożyć. Pogoda, pogoda...

    Coś mnie ta Francja  ( mam nadzieje że chwilowo ) nie lubi...
 
         20.40 - próbuje wyjechać z Lyonu - raczej się nie uda.  Najgorsze że wszystko przelane prawie na wylot.  Na rozłożenie namiotu zero szans. Jakoś gdzieś przestoję tę nockę. Przyznam że takiego dziadostwa jak dziś to jeszcze nie miałem.
         Do jutra...

sobota, 2 czerwca 2018

FRANCJA Dzień 27 - 152 km - Sain Gervasy / Valence

        Dzień dziś zapowiada się spod znaku chmurki. Plan na dziś?  Przed siebie - ale w kierunku Lyonu.
        Staram się maksymalnie omijać większe miasta bo to strata czasu. Głównie na korki.  Rowerzysta też musi swoje odstać - niestety...
         No to jazda - jest 8.00
         O 8.50 wypatrzyłem czynną Boulangerie - we Francji jest to najpopularniejszy sklep z pieczywem, piekarnio- cukiernia. Głównie chodziło o naładowanie baterii. Ale przecież niedzielę też trzeba było jakoś uczcić :


No i przy okazji słodkiego to i  pogoda się poprawia...


Jadę i tak superowo się jedzie...
Nie ma ciężarówek. Najwięcej jest za to wszelkiej maści kamperów - przyczep.
Masa.
Ogólnie to w niedzielę jakoś tak wyludnione - pustki.  Przejechałem przez kilka miasteczek i dwie osoby zobaczyłem. 
Jakby jakiś pomór, czy co...
Jest 15.50
Jestem w miasteczku Donzère.

Fotka z drogi :


Wygląda na to że czeka mnie mieszana pogoda. Już musiałem się na godzinę ewakuować przed ulewą.
Najważniejsze żeby tylko w nocy nie lało. 

Zakończyłem podróż na dziś w miejscowości  Valence. 
Jutro kierunek - Lyon...




FRANCJA Dzień 26 - 138 km - Portiragnes / Saint- Gervasy

        Kolejny piękny dzień mojej wielkiej wyprawy. Ślimaki oblazły namiot z rana.
Trzeba je było ładnie rozgonić. Poza tym wszystko ok.
    Powoli zasuwam przez małe miasteczka, przy okazji robię zakupy.



To ostatni dzień nad Morzem Śródziemnym.
W Montpellier odbijam na Avinion
i potem na Lyon. 

Jakby to było nie wstąpić na plażę :






Temperatura wody nie zachęca do kąpieli. 
Dość długo trzeba by się przyzwyczajać.

Pobuszowałem po małych miasteczkach. 
Powoli zbliżam się do Avinionu.

Na sam koniec dnia opamiętałem się że jutro będzie problem z zakupami.
Udało mi się wychaczyć czynny market,  tak że problem rozwiązany...

Więc do jutra...